niedziela, 18 listopada 2012

"Magnus, Mateusz i koń" - Hans Peterson


"Magnus, Mateusz i koń" - Hans  Peterson
Wyd. I, Poznań 1975
Ilustrował: Jerzy Flisak


     Czytania uczymy się od najmłodszych lat i towarzyszy nam już do końca. Ponoć nie zapomina się go tak, jak jazdy na rowerze, czy pływania. Każdy z nas z większym lub mniejszym bólem przechodzi przez ten etap w życiu, po którym literki same zaczynają płynąć przed oczyma. Ja swoją przygodę z czytaniem zacząłem od lektury książki „Magnus, Mateusz i Koń” Hansa Petersona. Jest to moja pierwsza książka samodzielnie przeczytana (i to na głos!!) w wieku lat 7.
     Jako że w tym wieku byłem leniwy i w szkole nie chciałem czytać czytanek na głos, moja mama zrobiła mi kurację przyzwyczajającą - począwszy od pierwszego dnia wakacji miałem za zadanie przed wyjściem na podwórko przeczytać dwie strony książki tak, aby mama słyszała. Ciężko mnie było przekonać do takiego wysiłku, ale z pomysłów ucieczki, wykrętów i innych  przeszkód stojących na drodze mojego czytelnictwa skutecznie wyleczyły mnie zamknięte na „skobelek” drzwi mojej czytelni i dopingująca (słuchająca...?) za drzwiami mama.
     Początki były trudne, najpierw słuchała mojego płaczu, a z upływem czasu głosu czytającego wzruszającą opowieść o przyjaźni, zaufaniu i o odpowiedzialności, jaką każdy z nas, nawet kilkuletni człowiek, taki jak Magnus, bierze na siebie. Nie będę opisywał tutaj historii Magnusa, starszego o 10 lat Mateusza, Andersona i tytułowego konia, bo możecie ją poznać sami sięgając po książkę. Mogłoby się wydawać, że to banalna historia przyjaźni dziecka z dorosłymi i koniem na dodatek, ale jest to naprawdę wciągająca, miejscami trochę zabawna, trochę smutna, trochę szalona, a na pewno wzruszająca opowieść dla dużych i małych.
     Do Magnusa wracałem jeszcze nie raz, i już nie miałem problemów z czytaniem cichym czy też głośnym - ostatni raz czytałem ją na głos 10 lat temu mojemu małemu, wówczas kilkuletniemu synkowi, a niedawno uświadomiłem sobie, że moja małoletnia córka jeszcze nie zna tej historii i najwyższa pora, aby ją poznała.

Szwaldek
P.S
     Myślicie, że takie przeżycia to najlepsza droga do zniechęcenia młodego czytelnika do literatury. No cóż, w moim przypadku to zadziałało wręcz odwrotnie, i o dziwo mojej mamie udało się, bo do dzisiaj uwielbiam czytać, a ta właśnie książka wywarła na mnie takie wrażenie, że mimo upływu lat jest nadal w mojej głowie...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz