sobota, 26 października 2013

„Placówka Basilisk” – David Weber



Placówka Basilisk” – David Weber
Honor Harrington” – tom 1

     Witajcie, witajcie! Po jakże długiej nieobecności, powracam, by opisać wam wrażenia z pewnej wspaniałej książki. Tym razem nietypowo, gdyż jest ona inna niż te, które czytam zwykle. Tak, jest to space opera!
     Krótko mówiąc: „Placówka Basilisk” opowiada o młodej kapitan Honor Harrington, oficer Królewskiej Marynarki Manticore (Gwiezdne Królestwo Manticore, którego jest obywatelką, to planetarne państwo, wzorowane na Wielkiej Brytanii – rządzone przez królową i rząd). Jest to jej pierwszy przydział, zatem nie spodziewa się niczego nadzwyczajnego… jednakże zesłanie na odosobnioną, zapyziałą placówkę Basilisk sprawia wrażenie jej celowego znieważenia. Co gorsza, jej okręt, HMS Fearless, okazuje się być pozbawiony większości normalnego uzbrojenia na rzecz eksperymentalnego, o wątpliwej skuteczności. Jakby tego było mało, dowódcą placówki, do której została przydzielona, jest stary wróg z czasów szkolnych – Pavel Young. Nawet jej własna załoga zwraca się przeciwko niej, obwiniając ją o to niemalże wygnanie… Ale poczucie obowiązku Honor nie pozwala jej poddać się przeciwnościom. Z determinacją wypełnia swoje zadanie, sprawiając, że błogie lenistwo dotychczasowych dowódców Basiliska, pozwalających na niemal wszystko, kończy się…
     Jednocześnie władze Republiki Ludowej Haven (wzorowanej na, czego łatwo się domyślić, ZSRR) planują po kryjomu atak na placówkę. Mają zamiar zdobyć ją, by otworzyć sobie drogę do innych systemów planetarnych, kompletnie lekceważąc możliwość oporu ze strony Gwiezdnego Królestwa. I to jest ich największy błąd…
     Cóż mogę jeszcze napisać… „Placówka Basilisk” to pierwszy tom serii, nazywanej potocznie „Honorverse”. Opowiada ona o życiu po wielkim kataklizmie, który sprawił, że ludzie musieli opuścić Ziemię i osiedlić się na innych planetach. Weber pisze naprawdę ciekawie, a postacie i akcja przedstawione w jego dziele są naprawdę wciągające. Jeśli lubicie książki tego gatunku, albo po prostu macie ochotę na dobrą lekturę, to gorąco polecam całą serię.


Ktoś Ktosiowski

niedziela, 24 marca 2013

„Błędny Krąg” – Mike Carey




Błędny Krąg” – Mike Carey
Felix Castor” – tom 2

     Witajcie, witajcie! Oto i druga część tej jakże wybornej serii o egzorcyście, tytułowym Feliksie Castorze! I od razu rzeknę wam, iż to dzieło jest równie, a nawet i bardziej, wciągające jak poprzednia część!
     Ale, przejdźmy do konkretów: nasz ulubiony (zaraz, oczywiście, po Wędrowyczu J) egzorcysta znów pakuje się w kłopoty. I to nie byle jakie. Zostaje wynajęty w sprawie odnalezienia pewnej dziewczynki. I pewnie w tym momencie wielu z was by wykrzyknęło: a jaka w tym robota dla egzorcysty? Czy nie lepiej zgłosić to na policję? Otóż nie, jako że… Abigail (bo tak się ona nazywa) jest martwa już od paru lat…           Och, oczywiście nie może w tej opowieści zabraknąć Asmodeusza w ciele Rafaela Ditko, egzorcystki Juliet (czy raczej Ajulutsikael – sukkuba, który niemal zabił Felixa w poprzedniej części), Ojca Gwilliama z Anathemata i… oficjalnego Kościoła Satanistycznego!
     Cóż mogę rzec… Iście warto przeczytać ów wolumin, choćby i po to, by pośmiać się z paranoi Nicky’ego albo ironicznych uwag Felixa. Tak czy inaczej, polecam „Błędny Krąg” gorąco!

Ktoś Ktosiowski

niedziela, 17 marca 2013

„Mój Własny Diabeł” – Mike Carey




Mój Własny Diabeł” – Mike Carey
Felix Castor” – tom 1

     Witajcie, witajcie! Zapraszam was w podróż, prosto z odległego świata Midgaard, do nieco bliższego Londynu. Londynu w świecie… nieco alternatywnym. W świecie, w którym duchy zmarłych zaczęły masowo wstawać z grobów. Świecie, w którym egzorcyści są potrzebni. I właśnie o egzorcyście jest ta historia. Poznajcie go: oto Felix Castor.
     Co nieco o tle paranormalnym: otóż kiedyś zdarzały się przypadki powrotu zmarłych jako duchów – strzępków osobowości i uczuć martwych, często nawiedzających miejsce śmierci, bądź miejsce, z którym związane były jakimiś silnymi uczuciami. Nie było to jednak częste zjawisko, więc i zawód egzorcysty nie był aż tak popularny. Jednakże kilka lat temu nastąpił przełom i ludzie zaczeli masowo wstawać z grobów. Oprócz duchów pojawiły się także zombie – duchy, które zajęły własne, martwe ciało – oraz loup-garou, czyli ogólnie rzecz biorąc wilkołaki – duchy, które przejęły ciała zwierząt, by potem „przemodelować” je na odpowiadające swoim własnym pragnieniom. I właśnie przez to nagle potrzeba na egzorcystów stała się nagląca.
     Podobnie egzorcyści, a przynajmniej kandydaci na nich, byli zawsze – ludzie, potrafiący widzieć duchy, odbierający ich obecność swego rodzaju „szóstym zmysłem”. A także odsyłac je. Każdy egzorcysta ma własny sposób, by to robić – na przykład pan Castor, by odesłać ducha, opisuje go jako… melodię. Na flecie prostym Sweetone w tonacji D, dokładniej rzecz biorąc.
     Ale, ale, przejdźmy już do fabuły! Otóż Felix Castor boryka się ze sporymi kłopotami finansowymi. Gotów jest nawet zacząć zajmować się sztuczkami na przyjęciach dla dzieci, gdy nagle dostaje zlecenie. Niejaki Jeffrey Peele, główny administrator Archiwum Bonningtona. Nasz bohater, jak już wspomniałem rozpaczliwie potrzebujący pieniędzy, od razu jedzie tam, by wykonać wstępne rozpoznanie. I okazuje się, że wyczucie tego ducha nie jest aż tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Sam Felix zaś przypadkiem wplątuje się w aferę dużo mroczniejszą niż myślał…
     „Mój Własny Diabeł” to dobra książka. Nawet bardzo. Napisana jest w pierwszej osobie, „z oczu” naszego bohatera, co, według mnie, sprawdza się znakomicie. Dodatkowo powieść wypełniona jest humorem – może trochę czarnym, ale pasuje do klimatu. :) 
   Ogólnie rzecz biorąc, polecam wam tą książkę bardzo gorąco

Ktoś Ktosiowski

niedziela, 10 marca 2013

„Pan Lodowego Ogrodu. Tom 4” – Jarosław Grzędowicz




Pan Lodowego Ogrodu. Tom 4” – Jarosław Grzędowicz

     Witajcie, witajcie! Wracam do Was po dość długiej nieobecności, jeszcze bardziej zmęczony niż przed odpoczynkiem J. No, ale pośmalimy się, pożartowali, a teraz na poważnie: przed wami godne zakończenie epickiej, polskiej serii fantasy. Oto Vuko Drakkainen, powracający w wielkim stylu!
     Hmm, niestety powoli docieramy do końca epickiej wyprawy ratunkowej na Midgaard… Ale zanim on nastąpi, wiele może się jeszcze zdarzyć… Na przykład porwanie Filara, spotkanie z, jak to ich nazwał Vuko, „obłąkanymi czcicielami linii metra”, wielka wędrówka Kirenenów i ludzi Ognia do Lodowego Ogrodu… i, w końcu, ostateczna konfrontacja z oszalałymi ziemskimi naukowcami, w których niespodziewanie dużą rolę wzięły udział sopel lodu i pestka śliwki o prędkości ponaddźwiękowej. Nie, nie oszalałem. Ta książka po prostu łamie wszelkie normy fantasy, do tego wychodząc z tego starcia zwycięsko.
     No, nie będę się rozpisywał, ale… dzieje się wieeele rzeczy, których nie chcę zdradzać, gdyż najlepiej po prostu samemu o nich przeczytać. Warto. Naprawdę. Dlatego też, podsumowując, każdy wielbiciel gatunku, a także wszyscy pozostali, powinien przeczytać tą serię.
     Znajdźcie drogę!

Ktoś Ktosiowski

sobota, 26 stycznia 2013

„Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3” – Jarosław Grzędowicz”



Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3” – Jarosław Grzędowicz”

     Witajcie, witajcie! Po jakże długiej przerwie, wracam spasiony pierogami i wigilijnym karpiem. A jako, ze za oknem mróz i śnieg, toteż i książka będzie w tych klimatach… taak, wy już wiecie o co chodzi nie? Nie, to nie jest kolejna część „Pieśni Lodu i Ognia”, a trzeci tom znakomitego polskiego mariażu fantasy i science fiction!
     Historia opowiedziana na kartach tej księgi kręci się głównie wokół (oczywiście) Vuko Drakkainena oraz Filara, syna Oszczepnika, a także tytułowego Lodowego Ogrodu – miejsca, uznawanego przez lud Wybrzeża Żagli za niebezpieczne i pełne Pieśni Bogów… Zatem przechodząc do fabuły: Ulf, wsiadłszy z kilkoma przyjaciółmi z Ziemi Ognia na lodowy drakkar, płynie na spotkanie z jego stwórcą, potężnym pieśniarzem, stwórcą wspomnianego Ogrodu, do tego pochodzącym z Ziemi. Natomiast Filar zostaje (na własne życzenie zresztą) sprzedany Ludziom Niedźwiedzi – jednemu z narodów mieszkających na Wybrzeżu Żagli – i oddzielony od swych ludzi. On i Benkej trafiają jako niewolnicy do domu Smildrun Lsniącej Rosą, N’dele jako wędrowny pięściarz rozpoczyna podróż ze swym nowym panem, a los Snopa pozostaje nieznany… Lecz Tohimon klanu Żurawia nie poddaje się łatwo i wiedziony swym sprytem rychło ucieka z niewoli, kierując się na północ, na spotkanie z człowiekiem, którego wypluły gwiazdy…
     No, Jarosław Grzędowicz raz jeszcze otworzył przed nami bramy owej krainy, nazywanej Midgaardem i chwała mu za to. „Pana Lodowego Ogrodu. Tom 3” czyta się równie łatwo, a nawet jeszcze bardziej, niż poprzednie części, dodatkowo pełen jest dobrego humoru i akcji… ale został popełniony poważny błąd w sztuce pisarskiej… Nie, żartuję, do tej książki nie sposób się przyczepić. J Polecam gorąco! 
     Znajdźcie drogę!

Ktoś Ktosiowski

niedziela, 16 grudnia 2012

„Pan Lodowego Ogrodu. Tom 2” – Jarosław Grzędowicz




„Pan Lodowego Ogrodu. Tom 2” – Jarosław Grzędowicz

     Witajcie, witajcie! Dziś opowiem wam o drugiej części znakomitej polskiej serii fantasy. Zapraszam na niezwykłą podróż do niegościnnej krainy, Midgaardem zwanej, pełnej dziwów i bestii – i tych normalnie potwornych, i tych w ludzkiej skórze…
     OSTRZEŻENIE: Teraz taka uwaga dla tych, co jeszcze nie czytali tomu 1: będę spoilerowal zakończeniem, a i początkiem tomu 2, tak więc najlepiej pominąć dwa następne akapit i przejść od razu dalej. J
     [SPOILER] No więc tak: jak wiadomo, van Dyken skazał Drakkainena na wegetację, przebijając włócznią i przemieniając w drzewo. Normalny człowiek by się załamał, ale nie Vuko… który dowiedział się że każdy przybysz z Ziemi ( w tym on sam) ma doskonałe predyspozycje do posługiwania się Pieśnią Bogów. Jak przystało na prawdziwego potomka Polaków, bohater wykorzystuje swą wrodzoną upartość (i moc, oczywiście), by jakoś się uwolnić od uroku… i w końcu mu się to udaje, kosztem jednak utraty swego największego atutu w tej niegościnnej krainie: cyfrala…
     Tymczasem w kraju Amitrajów, Terkej Tendżaruk (albo Filar, syn Oszczepnika, względnie jedna z wykreowanych przez niego postaci fikcyjnych) ze swoim sługą i przyjacielem Brusem, w przebraniu kapłana i jego akolity próbują przejechać przez miasto już opanowane przez kult Pramatki. Wszystko idzie zgodnie z planem… dopóki nie spostrzegają ich prawdziwi kapłani i nie zapraszają (a wręcz nalegają) na noc do Czerwonej Wieży – świątyni tej religii. I tam ich plany niemal biorą w łeb… [KONIEC SPOILERA]
     No już, oburzeni czytelnicy, koniec tego spoilerowania. A teraz do rzeczy: „Pan Lodowego Ogrodu. Tom 2” to kolejny kawał solidnego fantasy z domieszką science-fiction, odsłaniający coraz to nowe elementy układanki, jaką jest planeta Midgaard oraz rola bohaterów w jej losie. To dzieło czyta się bardzo szybko, a opisane jest tak barwnym językiem, że czasem można niemal ujrzeć przed oczyma przygody Vuko bądź Filara… Polecam bardzo gorąco!
     Znajdźcie drogę!

Ktoś Ktosiowski

     PS: By przeczytać tekst zaspoilerowany, wystarczy, że go zaznaczycie...

niedziela, 9 grudnia 2012

„Pan Lodowego Ogrodu. Tom 1” – Jaroslaw Grzędowicz




„Pan Lodowego Ogrodu. Tom 1” – Jaroslaw Grzędowicz

     Witajcie, witajcie! Nadszedł wielki dzień. Dziś oto recenzuję pierwszy tom sagi, która na zawsze zmieniła moje spojrzenie na temat science-fiction! Oto książka polskiego autora Jarosława Grzędowicza: „Pan Lodowego Ogrodu”!
     Cóż, zapytacie zapewne, jest takiego w tej książce, że wywarła na mnie takie wrażenie? Otóż… wszystko! I bohaterowie (o nich jeszcze się rozpiszę), i fabuła – kręta i grząska, a do tego wciągająca niczym bagno, i w końcu świat – obca planeta położona tysiące lat świetlnych od Ziemi. Planeta, na której naukowcy odkryli humanoidalną, cywilizowaną rasę!
     Ale, ale, przejdźmy do bohaterów, którymi są… Vuko Drakkainen , pół-fin,  pół-polak z Chorwacji, jednoosobowa ekipa ratunkowa, który (dzięki pasożytniczemu grzybowi w mózgu – cyfralowi) potrafi poruszać się z oszałamiającą prędkością i porozumiewać się z mieszkańcami Midgaardu (bo tak zwie się owa planeta) mimo, że ich języki słyszał pierwszy raz w życiu. Jego misją, na czas której przybrał imię Ulf Nitj’sefni (Ulf Nocny Wędrowiec), jest odnalezienie zaginionych ziemskich naukowców ze stacji badawczej na Wybrzeżu Żagli i dostarczeniu ich z powrotem na Ziemię. Oraz, jeśli będzie to konieczne, uprzątnięciu „bałaganu” jaki narobią…
     Drugim, lecz nie mniej ważnym bohaterem, jest Terkej Tendżaruk (znany też pod Kireneńskim imieniem jako Filar, syn Oszczepnika z klanu Żurawia), następca Tygrysiego Tronu Imperium Amitraju, którego spokojne i dostatnie życie przerwała rebelia, mająca na celu obalenia obcej, Kireneńskiej dynastii i przywrócenia chwały Pramatki. Jej przywódczynią była tajemnicza, władająca Pieśnią Bogów (lokalny odpowiednik „magii”) prorokini, która przybyła z martwej pustyni, czyniąc cuda… Teraz, celem Terkeja jest ucieczka z własnego, nagle nieprzyjaznego, kraju… By kiedyś tam powrócić i zaprowadzić porządek…
     Oto, w skrócie, bohaterowie i założenia fabularne „Pana Lodowego Ogrodu”, lecz jeśli myślicie, że to się już nie zmieni, to jesteście w wielkim błędzie, gdyż intryga w dziele Grzędowicza ciągle się zmienia, przeinacza i wzbogaca się w coraz to nowe wątki. Czytając tą książkę, niemal widzi się oczyma wyobraźni to, co się dzieje… co nie raz potrafi napędzić stracha, gdyż panuje tam dziwny, trochę mroczny nastrój: jest to bowiem świat Wojny Bogów, gdzie Zimna Mgła pojawia się i znika wszędzie, ożywiając zmarłych lub mordując żywych. Lub przywołując potworne bestie – Obudzonych. Nieraz podczas czytania ciarki potrafią przejść po plecach, na przykład przy spotkaniu Drakkainena z człowiekiem w połowie zamienionym w drzewo…
     Cóż, więcej spoilerować nie będę – lepiej samemu przeczytać tę książkę. Którą, nawiasem mówiąc, polecam bez zastrzeżeń.
     Znajdźcie drogę!

Ktoś Ktosiowski